Erasmus na Alfamie...

Erasmus na Alfamie...

W Portugalii zakochałem się na długo przed pierwszą wizytą.

Audycja Marcina Kydryńskiego „Siesta” zbudowała w mojej wyobraźni romantyczny, przesiąknięty muzyką obraz stolicy Portugalii. Wiedziałem, że muszę zamieszkać w Lizbonie. Decyzja o wyjeździe dojrzewała we mnie przez kilka lat.

Ramiona otworzył dla mnie studencki program wymiany studentów Erasmus. Wyjazd na pół roku do kraju położonego na końcu Europy, do kraju, którego subiektywny obraz odmalowałem w wyobraźni był bodaj najtrudniejszą decyzją w moim życiu. Jej trudność wynika głównie z konieczności rozłąki z bliską osobą. Erasmus nie cieszy się dobrą opinią, więc dyskusje były żywiołowe. Ostatecznie podjąłem decyzję samodzielnie. Byłem na II roku studiów magisterskich, więc była to ostatnia możliwość na tego typu wyjazd. Decyzja egoistyczna? nielogiczna? nieodpowiednia? Z miejsca, w którym teraz stoję, z bagażem doświadczeń i perspektywą czasu, jestem przekonany, że była to najtrudniejsza, ale i jedna z najlepszych decyzji jakie podjąłem.

         Obok percepcji Lizbony, jako miejsca odległego, magicznego, utrwaliło się we mnie przekonanie, że Alfama powinna być dzielnicą, w której będę mieszkał. Tak się stało, ale zanim to nastąpiło musiałem pokonać mnóstwo przeciwności. Po podjęciu decyzji o wyjeździe musiałem się do niego przygotować. Jedną z kluczowych kwestii był dach nad głową. Studencki paradygmat nakazywałby kierować się ponad wszystko ceną. W moim przypadku najważniejszą kwestią była lokalizacja. Alfama i koniec. Przed wyjazdem umówiłem kilka spotkań i poleciałem. Pierwszy spędziłem w Lizbonie. Po kilku dniach pojawiła się oferta nie do odrzucenia. Kawalerka pod tarasem Portas do Sol. Marzenie. Cena była zaporowa, ale w kieszeni miałem jeszcze pełny grant, więc wziąłem. Niestety, tylko na miesiąc, ale było warto.

         Jedną z motywacji do zamieszkania na Alfamie  była chęć obcowania z fado u jego źródła. W tej kwestii nie osiągnąłem zbyt wiele. Można operować symplifikacją rodzaju Alfama to dzielnica biedniejszej, starszej grupy społecznej, ale kluby fado to zdecydowane enklawy „luksusu”. Pisze tak z perspektywy studenta, który przeliczał wszystko na złotówki i na ilość butelek wina jaką można kupić za daną kwotę. Stąd rachunek wydaje się prosty. Wydatek 25 euro to 10 butelek przyzwoitego wina, całkiem duże zakupy, połowa biletu miesięcznego etc. Dla turysty 25 euro to normalny wydatek. Pełna kolacja, wino i muzyka na żywo  – biorę! Pieniądze były jednak skuteczną blokadą. Ale, ale … student potrafi! Zabrałem zatem pewnego razu wino, kieliszek, papierosy i rozsiadłem się przed jednym z klubików. Koszt koncertu – 2 euro. Wrażenia  – bezcenne. Innym razem udałem się do dzielnicy Bairro Alto, gdzie siedzi się tylko przy alkoholu. W Tasca do Chico, bo tak nazywa się knajpka, uścisnąłem dłoń Pedro Moutinho, wystarczy…

Często spacerując w nocy po Alfamie chłonąłem tęskne głosy czystego fado, które tutaj czuje się najlepiej…

        Wydaje się, że doświadczenie mieszkania na Alfamie legitymuje moje wypowiedzi o tej dzielnicy Lizbony. Niewielu turystów jest w stanie poznać chociaż ułamek życia w labiryncie wąskich uliczek Alfamy. Daleki jestem od stawiania siebie w roli eksperta, ale śmiem twierdzić, że widziałem więcej, odczuwałem więcej, przede wszystkim zaś miałem więcej czasu niż przeciętny turysta biegnący uliczkami z zaklinaczem czasu na szyi. Alfama może sprawiać wrażenie niedostępnej, zamkniętej w sobie. Daje się pokazać z pokładu electrico i Portas do Sol, ale nie wpuszcza do środka, do prawdziwego życia, toczącego się z dala od zgiełku turystycznej rzeczywistości. Marcin Kydryński w swojej książce Lizbona. Muzyka moich ulic,w piękny sposób pisze o Alfamie. Ma do tego większe prawo niż ja, gdyż jest szczęśliwym posiadaczem mieszkania oddalonego o kilka schodów od Mesa de Frades, intymnego domu fado. Posłuchajmy zatem:

Dobrze jest mieszkać w Alfamie. Wysoko, żeby widzieć rzekę, w tej decydującej chwili, kiedy cała nabrzmiewa, puchnie, by za chwilę wpłynąć do Atlantyku, parę kilometrów dalej, w okolicach Cascais […]

Ciekawie jest mieszkać w Alfamie, bo nigdzie indziej zwykły spacer wokół domu nie może nagle zmienić się w baśń, film, koncert, w pejzaż ze starych pocztówek. W czasach, kiedy w górującym nad miastem zamku rządzili światli Maurowie, tę kręte, strome ulice, te asymetryczne placyki o geometrii niepojętej jak grafiki Eschera, te wielobarwne domy o pojedynczej urodzie stanowi właściwie całe miasto. Nie było wiele więcej. Trudno zrozumieć popularną tu metaforę, która nazywa tę część miasta „domem bez okien”. Spływająca białym kamieniem w nurt Tagu Alfama wydaje się jedynie wielkim oknem. O świcie jest witrażem, w którym wschodzące słońce tworzy codziennie inne obrazy.

Alfama cheira a saudade – śpiewa Mariza […] „Alfama pachnie tęsknotą”. Historia zdaje się to potwierdzać, że nawet jeśli żyje się w raju, to wiecznie człowiekowi czegoś brak. Chciałby więcej, inaczej, dalej, głębiej, jakkolwiek, byle nie tkwić w miejscu…

        Lektura słów Marcina Kydryńskiego silnie ukształtowała moją percepcję Alfamy. Istniała obawa, że autor czerpiąc umiejętnie z palety słów przelał na papier subiektywne doświadczenie odkrycia miłości i znalezienia jednego z miejsc, gdzie czuje się dobrze. Nie oznacza to bynajmniej, że każdy dozna tego samego. Spotkanie wytworu mojej wyobraźni z rzeczywistością okazało się jednak lekkie i przyjemne. Szybko znaleźliśmy wspólny język. Nie poróżniło nas rozczarowanie, zawód, rozminięcie się wyobrażenia z rzeczywistością. Przyznam, że często miewałem w tej materii różne niesnaski. Syndrom paryski. Ileż razy przed wizytą przeglądamy zdjęcia wieży Eiffla. W końcu przychodzi ten dzień. Spełnia się marzenie, zobaczę wieżę na żywo. Staję przed … pod … obok … Hmmm … Czemu ona taka mała, czemu taka nietaktowna? Na zdjęciach wyglądała inaczej …

Alfama nie zawiodła moich oczekiwań. Okazała się miejscem, w którym czułem się po prostu dobrze.

Uczta dla moich zmysłów. Nikt się śpieszy, nikt nie biegnie do pracy, wszystko przemija swoim naturalnym tempem. Czas odmierza bicie dzwonów i słońce figlarnie przeskakujące z jednego domostwa na drugie …

Autor: Bartłomiej Sembol http://praktycznypodroznik.pl/